SIELANKA

PIATE URODZINY NATHANKA

Czyli jak cala rodzina wraz z goscmi zamienila sie w indianska wioske.

Znalazlam super miejsce przy stadninie konnej na urodziny indianskie.

Urodziny zaczely sie od przebierania w indianskie stroje (bardzo ladne recznie szyte stroje skorzane i rozne pioropusze i ozdoby) oraz od malowania jak przystoi na prawdziwych Indian.

Dzieci mialy ogromny teren do zabawy, wioska indianska wraz z tipi, zwierzetami i innymi rozrywkami.

Po tym wolnym czasie, kiedy dzieci zdazyly sie troche wyszalec i sprawdzic swoja sprawnosc fizyczna, przyszedl czas na mianowanie szefa plemienia, oczywiscie Natanek czekal na to z niecierpliwoscia, wybral sobie imie "Kon, ktory szybko biega". Szef musial przejsc kilka sprawdzianow aby dostac piekny pioropusz wodza.

Nastepnie podzielilismy dzieci na 3 grupy. Jedna grupa jezdzi na koniach,  druga strzela z luku, a trzecia robi naszynik indianski.

Kiedy wszystkie dzieci wyjezdzily sie na koniach, zrobily dla siebie ozdoby indianskie i trafily w dziesiatke z luku, przyszedl czas na torta i otwieranie prezentow. Natus chcial je wszystkie otworzyc od razu, ale zdazylam go powstrzymac, bo rozparcelowane gry do niczego sie nie nadaja. Ciasto dzieci oczywiscie niezbyt interesowalo, jedynie cukierki.

Pozniej przyszedl czas na poszukiwanie skarbow z prawdziwa mapa :

Tych skarbow dosyc dlugo nie mogli znalezc, bo trwalo to i trwalo, trzeba powiedziec, ze lasek ten byl dosyc spory. Oczekujacy rodzice pocieszyli sie ciastem i cukierkami oraz winkiem. Dzieci wrocily szczesliwe, kazde z workiem skarbow = cukierkow.

Zostal nam ostatni gwozdz programu = pinata, ktora byla wg zamowienia w ksztalcie pikachu (pokemony).

Ta pinata znowu wyszla dosyc twarda, i potrzebna byla pomoc tatusiow zeby sie do niej dobrac.

Wszyscy byli bardzo zmeczeni, bo urodziny trwaly kilka godzin, ale najwazniesze, ze wszystkim pozostaly dobre wspomnienia.